W głowie kłębią się wspomnienia, pragnienia i przemyślenia z miejsca, gdzie jeszcze byłam 24 godziny temu. Myślałam, że zakochałam się w Andaluzji. Niestety, najwidoczniej nie potrafię żyć w wierności. Po poznaniu Lizbony, choć właściwie tylko jej skrawka, bo niespełna cztery dni to zdecydowanie za mało, czuję się lekko zauroczona, może trochę zadurzona, ale bardzo zainteresowana. Chodź, zobaczysz dlaczego.
Pierwsza
i jedyna moja zasada, jaką mam przy podróżowaniu -
nigdy nie trzymaj się planu organizatora, zdaj się na informacje od
mieszkańców. Choć nie jestem typem podróżnika, a i do turysty mi daleko, to
jeśli już, gdzieś jestem, chcę poczuć się w tym miejscu, jakby było moim domem.
Chcę spacerować ulicami, jakbym spacerowała nimi tysiąc razy wcześniej. Chcę
pamiętać trasy i jednocześnie chcę się gubić. Jedno daje mi poczucie życia w
miejscu, w którym jestem, drugie niesamowitą możliwość poznania go jeszcze
bliżej.
Wraz z
czwórką osób równie sceptycznie nastawionych na zwiedzanie z niezorganizowanym
organizatorem, zawierzyliśmy swoje losy Sylwii, mojej podróżniczce-idolce od
lat oraz mieszkance Lizbony od paru tygodni. Punkty obowiązkowe to wyprawa do Sintry oraz spacer po
Alfamie, najstarszej dzielnicy Lizbony, gdzie poznałam niesamowite miejsce. Z
duszą i z charakterem. Pchli targ również zdobył moje serce. Choć czułam się
podekscytowana, najlepsze było dopiero przede mną...
Belem. Ach Belem!
Babeczki stworzone według receptury wpisanej na portugalską listę dziedzictwa
kulturowego oraz zobaczenie dzieł Warhola i Lichtensteina na żywo - jest
dobrze. Kilkukilometrowy spacer do LX Factory - jest czadowo. I LX Factory?
Pojedź i sam sprawdź. Ja chcę, ja muszę! Ja to zrobię. Targ z rękodziełami,
nigdy nie potrafię mu się oprzeć. W ten sposób stałam się posiadaczką pokrowca
na iPada i t-shirtu. Byłam jeszcze w kawiarni, gdzie nad moją głową latał
rower. Nieźle, nieźle, lubię tak. Półtorej godziny na naukę hiszpańskiego,
każdy pogrążony w swoich myślach. A co później? Później idziemy w stronę centrum,
pokonując wzgórza, na których została zbudowana Lizbona. Belem. Ach Belem!
Lizbona mnie ocuciła swoją aurą. Spadające liście i zimne ręce przypomniały mi, że to jesień, że to prawie zima. Zróżnicowana i emanująca ciepłem stolica Portugalii sprawiła, że moje i tak już szerokie źrenice, stały się jeszcze większe. To miłe, wiesz?
Święta za chwilę, wracam do domu na dwa tygodnie. Przerwa w dostawie dwudziestostopniowych temperatur i dni pełnych słońca. Jeszcze tylko parę dni.
Nie opisałbym tego lepiej ^^ - jeden z pięciu maruderów.
OdpowiedzUsuńTrudno opisać, trzeba tam wrócić!
Usuń